Podroz przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej.
__________________________________________
Wróciłem! Dziś zaprezentuję wam relację z podróży do Australii oraz powrót do domu. Całe wakacje rozdzieliłem na dwa posty ponieważ sama podróż była owiana licznymi przygodami. Recenzja z pobytu na Tasmanii, podróży do Sydney oraz mnóstwo innych zdjęć pojawi się za kilka dni.
Kupując bilety starałem się o jak najkrótsze przesiadki na lotniskach. Podróż miała wyglądać następująco : Berlin, krótka przesiadka w Londynie, następnie Hongkong, Melbourne i stamtąd ostatni lot na Tasmanię.
Nic się nie odbyło jak zamierzałem ...
Pożegnałem się z rodziną w Berlinie. Już tam poznałem bardzo miłą fryzjerkę z Melbourne, wszystko świetnie się zapowiadało, ponieważ miałem towarzysza podróży prawie do końca, do Melbourne.
W każdym bądź razie samolot z Berlina do Londynu był opóźniony. Już wtedy spodziewałem się, że mogę nie zdążyć na kolejny lot. Dolecieliśmy do Londynu ;)
W Londynie, śpieszyłem się jak nigdy, żeby tylko zdążyć na kolejny lot. Okazało się, że pani na stanowisku moich linii lotniczych nie może wydrukować mi karty pokładowej na kolejny lot. Co za tym idzie, powiedziała mi, że mój lot będzie jutro i muszę udać się do hotelu, na który dostałem voucher. Wydrukowali mi nowy plan podróży, który był fatalny więc poprosiłem o coś innego. Udało mi się zabookować lot liniami Singapore Airlines! ;)
Była godzina ok 00:00, na lotnisku nie było żywej duszy, a musiałem dostać się jakoś na przystanek autobusowy, co okazało się nie takie proste. Znalazł się jakiś miły pracownik lotniska który prawdopodobnie widział mnie na monitoringu lotniska, pomógł się wydostać do wyjścia, drogą dla personelu.
Gdy wyszedłem autobus do hotelu już odjeżdżał ale udało mi się go zatrzymać w ostatniej chwili.
A w autobusie, jak się okazało nie tylko ja nie zdążyłem na samolot. Ludzie się śmiali, żartowali, poznałem przemiłe Azjatki, było świetnie.
Dotarłem do hotelu.
Dziękuje polskiej obsłudze za przepyszny obiad! Następnym razem, lepiej zwiedzę Londyn, obiecuję. ;)
Hotel był świetny, śniadanie przepyszne a obiad jak to obiad fish&chips.
Kolejnego dnia pojechałem ponownie na lotnisko w celu wydrukowania całkiem nowych biletów na kolejne loty. Oczywiście kolejne problemy ponieważ nie wiadomo czy mój bagaż poleci ze mną. I tak chodziłem od stanowiska linii British Airways do Singapore Airlines. Nie mogli się porozumieć jakim samolotem poleci mój bagaż, ponieważ bilet był wystawiony przez Qantas Airlines a na nowym bilecie miałem lecieć z Singapore Airlines. Po godzinie załatwiania wszystko się udało.
Mój nowy lot był przez najlepsze lotnisko na świecie : Singapore ! ;) W dodatku miałem okazje lecieć największym samolotem na świecie. Lot do Singapuru idealny, wolne miejsce koło mnie, obsługa jak na Azjatyckie linie przystało, perfekcyjna.
Przed posiłkiem dostaliśmy gorące ręczniki do odświeżenia rąk i twarzy. Następnie serwowany był obiad, do wyboru o ile dobrze pamiętam : kurczak z ziemniakami i warzywami albo wołowina z ryżem. Do picia co tylko sobie zażyczysz, wino, piwo, sprite...
Na ekranie do wyboru ponad 500 filmów, gier, muzyki. Nic tylko lecieć ;)
Po 9 godzinach lotu doleciałem do Singapuru. Lotnisko mnie oczarowało! Bo na jakim innym lotnisku latają motyle, możesz sobie wziąć darmowy masaż i korzystać z internetu do woli. To wszystko owiane spokojną, klasyczną muzyką, rozbrzmiewającą na całym porcie. Bajka.
Lot ponownie się opóźnił, czekałem 9 godzin na kolejny. Poznałem fajnego polaka, przynajmniej mogliśmy spokojnie porozmawiać, nie nudziło się. A tak na marginesie : jeżeli to czytasz to odezwij się haha.
Kolejny lot do Melbourne trwał 12 godzin ;) Samolot ten sam tylko, że z innymi liniami lotniczymi : Qantas ! Polecam wszystkim. Na deser dostaliśmy lody, gorącą czekoladę, słodycze..
Witaj Melbourne! Zachwycam się wszystkim.
Odebrałem bagaż, po czym dowiaduję się, że mój lot na Tasmanię jest odwołany z powodu pyłu wulkanicznego z Chile. Cholera gdzie Chile a gdzie Australia, jakieś nieporozumienie.
Poszedłem do kolejnych linii lotniczych operujących mój kolejny lot. Dowiedziałem się, że nie mogą mi dać żadnego hotelu, nic ponieważ to nie jest ich wina, tylko wina przyrody, że wulkan wybuchł. Jest środa. Kolejny lot w piątek lub sobotę.
Nie będę tyle czekał na lotnisku. Taksówką przemieściłem się z lotniska do portu morskiego, skąd promem dotarłem na Tasmanię. Podróż trwała całą noc. Prom ogromny.
________________________
Dziękuję przyrodzie i wszystkim ludziom który przyczynili się do tego wszystkiego, że moje loty były opóźnione, odwołane. Dzięki temu poznałem wspaniałych ludzi, nabrałem pewności siebie i doświadczenia. Nigdy tego nie zapomnę.
A teraz kilka zdjęć z drogi powrotnej.. Odbyło się bez szaleństw, wszystko o czasie. ;) niestety.
Powrót przez Sydney, Bangkok, Londyn, Berlin.
W Londynie wzywali mnie na lotnisku przez radio haha, na szczęście wszystko gra.